Immagini della pagina
PDF
ePub

padków nieukrócona żądza bojów i chwały, przeniesienie domostwa w obóz, i obok tego niepojęte, dobrowolne marnotrawienie najpomyślniejszych wydarzeń? - owa obojętność na wszelkiego rodzaju korzyści, odstąpienie domowych pożytków cudzoziemcom i przychodniom, wstręt od zatrudnień cierpliwych, łatwych i pospolitych, gotowość na śmierć, tu dla obrony niemiłego, lecz zagrożonego sąsiada, tam na głos naczelnika wiary? - To pełne namiętności, romansu, wypadków i zawikłania ogromne drama obrad sejmowych, nieporównana odwaga, jej powodzenia i tryumfy, i zawsze prawie dziecinna nieumiętność obrócenia czegokolwiek na własne dobro i bezpieczeństwo, ta rozpusta szalonej wolności, gdy każdy był wyższy nad wszystkich razem i jednem swem słowem wszystkich zabijał, owe hałasy i bitwy gawiedzi sejmikujących po całym kraju od morza do morza, co zalegając nawet świątynie Pańskie przed żadną siłą ludzką nie chciały się uciszać, i dopiero na widok hostyi czołem padały, ów znany chleb dobrze zasłużonych, ta bez granic gościnność, żadną przygodą nieskłócony humor dobrej myśli i wystawności, trawiący najogromniejsze fortuny, powszechne, jednomyślne zaufanie w jutrze, ślepe spuszczenie się na Opatrzność, nareszcie maksyma i wiara narodowa, głęboka, że Polska stoi nierządem..... Zaiste nie bardzo tu potrzeba prymatu o którym się wspomniało, aby z tego zagmatwanego kłębka tylu osobliwości, aby z tej nabitej mieszaniny rzeczy najsprzeczniejszych Bóg wie jakich, i nigdzie indziej niesłyszanych wysnowała się taśma jak najrozmaitszej poezyi. Cóż powiedzieć o życiu powszedniem, rodzinnem tej starej, rozkołatanej Polski? O zajazdach i burdach szlachecczyzny, o dworach magnatów, o ich partyach zbrojnych, ich weselach, pogrzebach, ich przejazdach z dóbr jednych do drugich, gdzie ciągnąca karawana nieraz na przestrzeni mil kilkudziesięciu rozwlekała się po kraju hucznie i zbrojno jakby najście nieprzyjaciela, i kiedy jeszcze przed półwiekiem jeden z takich prywatnych królów używał do swych przenosin z rezydencyi jednej do drugiej, około czterystu koni i piętnastu wielbłądów? *). Prawda, że nas

*) Książe Adam Czartoryski, jenerał ziem podolskich.

to wszystko na końcu zgubiło, że tej całej poezyi żaden z nas lubić nie może, bo gdyby dziadowie nasi więcej cokolwiek mieli prozy, i po ludzku, po prostu lepiej się rządzili i sprawowali, my dzisiaj pisalibyśmy o nich w Polsce wolnej i niepodległej, nie zaś na tułaczce u obcych, to jednak nie przeszkadza widzieć rzeczy jak były w istocie.

Ten duch poetycki narodu postrzegać się daje na każdej niemal karcie jego dziejów dawnych i nowych. Onto n. p. przyprawiał niegdyś skrzydła do ramion husarzów, i rycerzy przedzierzgał w ptaki, on jeszcze za dni naszych stanął widomie na mogile Kościuszki, i nowa góra wyrosła na Wisły wybrzeżu. Naród, który tak wojowników swoich ubiera do boju, który poległym takie nagrobki stawia, zaprawdę jest świetnym, wzniosłym poetą.

Cała historya nasza od rozbiorów nie jestże to tak wielkie poema, jakiego nie tylko żaden inny lud nowożytny w czynie nie wyrobił, lecz nawet, żaden poeta w wyobraźni nie urodził, gdzie w nieprzerwanej walce, pełnej wydarzeń i cudowności, nie mogą się pokonać, przemódz, po jednej stronie wszystka siła ofiar i męztwa, po drugiej potęga nieszczęścia, bijącego w nie jakby biczami gniewu nadprzyrodzonego, i całem wysileniem sposobów i sił ludzkich nieodpartego, jak niegdyś wyroki biblijne? Przygody i los Polski wybiegły tak bardzo za obręb zwyczajnych wypadków, że dziś co najprzedniejsi wieszczowie różnych narodów ujrzeli na niej prawie jawnie palec Przedwiecznego, i złożyli w niej swą wiarę jak w wybranem narzędziu woli świętej i tajemniczej.

W rzeczy samej, cóżto za lud jest, którego dziewice porywają oręż, którego dzieci pędzone są w pustynie, którego młodzież okryta ranami, a starcy z więzień uchodząc idą szukać grobu na ziemi cudzoziemców? Cóżto za lud, gdzie cnota obywateli mierzy się wielkością kar nań zgotowanych, nad którego wyborem mężów, pierwszych rodem, zasługą i poświęceniem się, cięży wyrok śmierci haniebnej? Pokolenia jego przechodzą w jęczeniu, jak upadłe liście pod wichrem jesiennym, wieść jego męczarni obiega narody, jak poseł zwiastujący przyjście nowej ery. Mieszkańcy krajów odległych witają rozbitków jego, jakby w nich ojców, synów swych

znachodzili, okrytych ubóstwem prowadzą na pierwsze miejsca do stołów godowych. Cudzoziemskie niewiasty przybierają się w ich kolory narodowe, uczą się wyszywać chorągwie ich ojczyste, śpiewają im pieśni ich domowe, przenoszące tułaczów to w błogie koła rodzinne, to na pola bitew sławnych. Na placach stolic najludniejszych stawią na widok publiczny obrazy wielkich ich czynów, opisy ich krzywd i cierpień, wizerunki ich rycerzy i męczenników, tych imiona przychodzą w usta mnóstwów, i mową rozlicznych narodów są powtarzane w pacierzach działek. Polska, której okrutne wrogi nigdy dobić nie mogą, ten Łazarz w prochu leżący, ranami przeszyty... jest przecież celem miłości wszystkich dusz pięknych. Zaiste, niemasz już tu nie wzniosłego i wielkiego, niemasz na tej ziemi poezyi, jeźli jej niema w tem wezbraniu niedoli, w takim ogromie boleści, w takiej chwale nieszczęścia.

Co się tyczy samej dawnej Polski, jakażto się pokaże dziwna, jak poetycka i fantastyczha figura, gdy kiedyś pod ręką sztukmistrzów wystąpi na widnię w zupełnej swej postaci, we wszystkich swoich rysach, kształtach i cieniach! Ogólnie mówiąc, i mierząc rzeczy na wielką skalę, jeszcze ona nie znalazła sobie malarzy, muzyków, poetów pismiennych. Ukończyła już i zamknęła życie codzienne, rzeczywiste, dla historyi, jeszcze go nie wyraziła, nie odbyła życiem sztuki dla sztuki. Polska stara, w żupanie, z karabelą, i w butach kolorowych, bądź na bachmacie z rzędem zdobytym na nieprzyjacielu, bądź w krześle senatorskiem, albo na ławie poselskiej, jestto dziś mumia wielka, która pod tchnieniem poety, kunsztmistrza, ocuci się jeszcze i powtórzy wszystkie dawne swe ruchy, słowa i miny. Nowa nasza literatura poczęła wyprowadzać ją nieco na światło. Jakaż to w niej n. p. porywająca osoba ów miecznik nieodżałowanego autora Maryi! Twórczy dowcip Mickiewicza zwrócił się także w tę stronę w ostatniem swem dziele, wykonał je z zachwycającą okrasą i blaskiem. Tylko, że w Panu Tadeuszu dawna Polska jest pokazana, że tak powiem, z szarego końca, i w taratatce folwarcznej, zaściankowej, wreszcie już upstrzona i rozrabiana cudzoziemczyzną, co pójść naturalnie musiało za osadzeniem treści poematu w czasach porozbiorowych i ostatnich. Mickiewicz, którego

umysł przeznaczony jest do pomysłów szlachetnych, do rzeczy wzniosłych i niepospolitych, wprowadziwszy się w towarzystwo Rózeczek, Brzy tewek, Scyzoryków, Konewek, i tym podobnych różnego rodzaju oryginałów, był prawie w położeniu magnata, który znachodząc się przypadkiem i na moment w jakiejś nizkiej i niewłaściwej sobie kompanii, nie umie szczerze przyjąć jej tonu, a chcąc być z nią w mierze, łatwo przesadza. Ztąd w niektórych miejscach Pana Tadeusza to co miało być spokojnem malowidłem, zostało humorystycznem przedrzyźnianiem, co miało być historycznym obrazem zostało zwyczajną, acz pełną żywości satyrą *). Życzyć należy, iżby się nie zaprowadziło u nas w modę, mówiąc o rzeczach przeszłych, obracać one w żart, w ironię. Nie zróbmy się podobni do tych młodych dziedziców, co rozpowiadając o komnatach przodków, o ich strofach i formach staroświeckich, nie umieją wstrzymać się od uśmiechu, i myślą przez to okazać swoją wyższość nad niemi, swe dalsze postąpienie w cywilizacyi. Historyę, którą chcemy zgłębić, można uważać jak człowieka, którego pragniemy poznać, nigdy się on całkiem nie wywnętrzy przed tym kto ma zamiar z niego żartować, temu tylko zwierzy się i wynurzy, temu zupełnie odkryje co czuł, myślał, czynił, i czego doświadczył, kto go będzie badał nie na swawolę, nie dla swojej zabawy, ale przez szczere spółczucie i przeniesienie się w jego położenie **).

Polska między rozmaitemi osobliwościami, co na nią nie

*) Pan Tadeusz należy do głównych dziel literatury polskiej i sam jeden zapewniłby trwałą sławę swemu autorowi. W innem miejscu może mi wypadnie zrobić rozbiór tego poematu, tu czynię o nim tylko nawiasową wzmiankę.

**) Jedno z peryodycznych w emigracyi naszej pism (Kronika — wychodziła wtedy pod redakcyą Karola Sienkiewicza) umieściło myśl odnoszącą się w części ku temu o czem tu mówię, którą tu z przyjemnością wypisuję, pod wszelkim bowiem względem godna powtórzenia, tak jest poważna, szanowna i piękna. «Bolesnato i straszna rzecz, jeźli nie płocha i zbrodnicza, wywołać z grobu, sądzić i potępiać przodków swoich. Owo przykazanie Boże: Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś był długowiecznym na ziemi, którą Pan Bóg da tobie, jest równie narodowej jak familijnej spółeczności podstawą. Cześć przodków, cześć przeszłości, cześć historyi, jest także długowieczność narodowego życia warunkiem.»

gdyś kładły piętno tak wyraźne i odrębne, miała także pewien wyłączny rodzaj poetów ustnych, tradycyjnych, dziwnie jej przypadający do twarzy, który nigdzie indziej nie był tak obyczajom narodowym właściwy, i nigdzie też tak nie kwitnął. Tu jest miejsce o nim wspomnieć.

Życie narodowe dawnej szlacheckiej rzeczypospolitej, kiedy bywało wywrzeje na placach bitew, wyszumi w hałasach sejmikowych i trybunalskich, nie znajdowało już dla siebie żadnego pola publicznego. Wiadomo, że polska szlachta, jedyna w świecie do szabli i sejmowania, nie lubiła okropnie pracy nichej i mozolnej kunsztów, rzemiosł i handlu. Odstąpiwszy w tym względzie cudzoziemcom wszelkich zysków i chluby, niecierpliwa i porywcza potrzebowała koniecznie ciągłego ruchu i gwaru. Gospodarstwo rolne nie było dla niej nauką, umiejętnością, ale raczej zabawą i prostem lubownictwem przyrodzenia. Widok łanów, puszcz, stawów, zajmował ją spokojniej wprawdzie, lecz nie mniej żywo i łatwo jak w innej chwili zgiełk bitwy, jak spory i kłótnie obradowe. Szlachcic wróciwszy z wojny lub sejmiku, nie miał w domu co robić, więc objeżdżał krewnych, powinowatych, przyjaciół, albo spraszał gości do siebie, ucztował, bawił się, i gadał. Przy takiem życiu talent opowiadania musiał oczywiście grać wielką rolę i niezmiernie popłacać, powszechnemi wyścigi musiał się rozwijać i kształcić. Goła prawda, zwyczajna rzeczywistość nie mogły dość silnie chwytać uwagi ucztujących słuchaczów, biegła w pomoc wyobraźnia, rosły dziwne powieści, a ich twórcy i układacze tak robili mimo wiedzy najprawdziwszą poezyę, jak owa znana osoba Moliera mimo swej wiedzy gadała prozą. Nie bylito młodzi, sentymentalni minstrele, nucący tkliwe a najczęściej cudze piosnki przy dźwięku lutni czy gitary o jakimś oddalonym rycerzu lub tajemniczej księżniczce i obchodzący dla zarobku zamki baronów, ale bylito rubaszni, wąsaci, i podeszli w latach szlachcice; w towarzystwie równych sobie panów-braci i kandydatów do korony, błyszczący tokajem i serdeczną wesołością, opowiadający głośno i poważnie własne zmyślenia, ucinki i historye o rzeczach domowych, o wypadkach miejscowych, o osobach znajomych i obecnych, zagłuszane wrzawą szlachty braci pijącej i zanoszącej się od

« IndietroContinua »