Immagini della pagina
PDF
ePub

PRZEDMOWA.

-

a tego pożytku

Trzeci raz książka ta na widok wychodzi. Pierwsze jej wydanie, pomimo wszelkich trudności, jakiemi obieg pism emigranckich jest w kraju tamowany, zostało wyczerpnięte; odbieram też listy o niej z różnych stron Polski z wyrazami najżywszego spółczucia: głos mój tedy znalazł sobie echo, sposób mój widzenia rzeczy krajowych znalazł potwierdzenie, rady moje znalazły przyznanie. Cóż po tem! Byłoby to aż nadto dla miłości własnej autora; nie dosyć jest dla serca patryoty. Nie pochwał ja szukałem dla siebie, ale pożytku dla was, kochani ziomkowie! dotąd, niestety nie widzę. Dajecie mi to, czego nie chcę i czego mi nie potrzeba, nie dajecie słowom moim skutku. Rady i przekładania moje jednem uchem przyjmujecie, drugiem wypuszczacie; żyjecie po przeczytaniu mnie tak jak żyliście przed przeczytaniem, i jesteście w położeniu tego dziwnego chorego, coby przyznawał lekarzowi, że dobrze w chorobę jego trafił i dobrze lekarstwo przepisał, a jednak coby z choroby wyjść i lekarstwa użyć nie myślił. Wy wszyscy, którzy książkę moją chwalicie, mężczyzni i kobiety, a złego, jakie wam ona zarzuca, nie odstępujecie, wy wszyscy pamiętajcie! pochwałę mi dając, potępienie sobie dajecie.

Nigdzie jeszcze naprawy, nigdzie odmiany! Po staremu brodzicie w cudzoziemczyznie, po staremu kochacie się w tysiącznych przesądach i grzechach, po staremu czynicie się sami, nie postrzegając tego, pomocnikami wrogów naszych, nieprzyjaciołmi ojczyzny, co mówię! wyraźnemi jej zabójcami, gdy samiż jedyne jej życie, jakiem jeszcze oddychać może, życie wewnętrzne, domowe, bądźto z umyślnego zaślepienia, bądźto z niedbałości, zacieracie, gardzicie, marnujecie. Z familii najpierwszych, na które się wszyscy jak na swe naturalne wzory zapatrują, żadna do dziś dnia upamiętania nie bierze, obyczajów i zwyczajów nie zmienia, prawdą się narodową nie przejmuje, powinności swoich nie. uczuwa, w każdej to samo co było... miłowanie rzeczy zagranicznych, mowy zagranicznej, życia zagranicznego, i jeźli nie otwarta pogarda, przynajmniej nieszanowanie, niepiastowanie, niemiłość, nierozumienie rzeczy krajowych, mowy krajowej, życia krajowego, godności krajowej! Gdy insi w ślady ich następują, więc na co spojrzeć, serce się kraje; nigdzie pociechy, wszędy narodu umieranie: edukacya młodzieży w cudzoziemczyznie i bezbożności, wiara tylko dla polityki lub przystojności światowej, - bezduszna, suchotnica, pełna krnąbrności i nieszczerości, pełna śmierci, lud wiejski uciśniony i zapomniany, we wszystkiem zbytek i marnotrawstwo; na głupie podróże ostatni grosz z kraju rok rocznie do obcych wycieka, w najpoufalszych kołach brzmi mowa cudzoziemska; o to nie dbając, co czcić powinni, za tem gonią, czegoby się wstydzić mieli, i albo waryackich i zgubnych teoryi uczą się na oślep od tego czy owego cudzoziemca, albo w zupełnem umysłu ognuśnięciu ciałem ledwo przy

życiu zostają, tak iż są powiaty, a bodaj że nie prowincye całe, gdzie być obywatelem polskim, jestto jeść, pić, dzieci mieć, w karty grać i fajkę palić!..

Na te familie najpierwsze, przewodniczące, o których wspomniałem, na nie mianowicie skargę ja tutaj uroczystą kładę i za wszystkie złe, jakie czynią ojczyznie, przed sąd je sumienia publicznego, przed sąd potomności całej, przed sąd Boski nawet powołuję! Nie tylko, że najmniejszej u nich poprawy w dawnych błędach, ale nowe owszem wymyślają. Alboż się oto nie rozszerza teraz po ich domach nowa obrzydliwość, nowe pogardy i przekleństwa godne szaleństwo, nowe polskości zabijanie: angielszczyzna? Chcą, by je przez to rozpoznawać od inszej szlachty. Zbyteczna zaprawdę troska! Już i bez tego łatwo je i oddawna naród rozpoznaje, ale niestety! rozpoznaje po złem, po tem co zgubić ma niezawodnie... I w takiż tylko sposób chcą, by je do końca rozpoznawano?

Międny niemi spotykam także niekiedy dla książki mojej pochwałę. Zadrgnę wtedy zawsze z oburzenia... Chwalić pisarza broniącego narodowość, za główny cel życia całego mając tejże narodowości zabijanie, chowając przy dzieciach Francuzów i Angielki, do żony, do sióstr, do braci gadając i pisząc nie po polsku i t. d., jestże to obłąkanie, czy zupełna bezczelność? Wy mnie owszem nienawidzieć, jak mnie Moskal i Niemiec, sprzymierzeńcy wasi, spółzabójcy Polski, nienawidzą, wy się mną brzydzić, wy gardzić mną powinniście, jak się brzydzicie i gardzicie ojczyzną, której ja bronię, jak ja sam brzydzę się i gardzę waszą cudzoziemczyżną, waszym tonem cudzoziemskim, całem waszem życiem i oddychaniem nie polskiem.

O ile to wszystko szkodliwe i śmiertelne, jasno zdaje mi się, w dwóch tomach niniejszego dzieła dowiodłem. Niektórzy zarzucili mi przesadę. W czemże, pytam się? Czy w tem przesada, że chwalę i zalecam wszystko co zacne i zbawienne? czy w tem, że ganię i obrzydzam wszystko co szalone i zgubne, w żadne z.niem układy nie wchodząc?.. Nie pół-gębkiem mówię, bo nie pół- sercem czuję, i nie o małą tu rzecz chodzi, gdyż o życie lub śmierć ojczyzny. Tacy chyba o przesadę mogą mię obwiniać, którzy nie noszą w sobie całkowitej prawdy, tylko ledwie jakąś jej cząstkę; gdy im więc stawię ją przed oczy całą i jaką jest w istocie, muszą to zwać przesadą.

Bogu Najwyższemu, opiekunowi i ojcu narodów, pracę tę moją poruczyłem i poruczam. Jak mi ją dał pomimo choroby do końca doprowadzić, obyż jeszcze w nieskończonem miłosierdziu pobłogosławić jej raczył, aby dla większej chwały Jego narodu, owoc przecie wydała! Jeźli zaś od tych, dla których przestrogi podjęta, ma zostać wzgardzona, jeźli rodący moi ani w złem, jakie im tu odrażam, ani w dobrem, jakie wskazuję, postrzedz się nie mając, nie do życia i chwały, lecz ku śmierci i hańbie zwrócą się ostatecznie, błagam Go, aby mi nie dał dożyć tego i widzieć, bo nie w tem jest prawdziwa śmierć Polski, że w niej dziś Moskal i Niemiec panuje, ale w tem byłaby, gdybyśmy i nadal, jak czynim dotychczas, sami ją około siebie pomiatali i zapominali, sami o nią w sercu nie dbali.

Pisałem w Paryżu, dnia 25. listopada 1843 r.

S. W.

« IndietroContinua »